- Nie, Potter! Nie umówię się z tobą ani dzisiaj, ani jutro, ani kiedykolwiek indziej, rozumiesz?! Jesteś ostatnią osobą, z którą odważyłabym się iść na ten cholerny bal! Już prędzej pójdę na niego z gumochłonem, niż z takim idiotą jak ty!
Nienawidziłam go. Szczerze nim gardziłam, tym robakiem z głupim fanklubem i zniczem w kieszeni. Od zawsze miałam ochotę go zniszczyć, wysłać gdzieś na bezludną wyspę lub do Zakazanego Lasu, by nigdy nie wrócił. Był najbardziej irytującą osobą jaką znałam, pokonał nawet w tej konkurencji Petunię, moją starszą siostrę. Gdybym miała do dyspozycji jedno życzenie, byłoby nim pozbycie się Jamesa Pottera - największego kretyna w historii świata.
- Oj Evans, zgrywasz się. - roześmiał się chłopak, przejeżdżając dłonią po włosach. - Przecież każdy wie, że za mną szalejesz. Przyznaj to otwarcie przed samą sobą i po sprawie.
- Czy ty siebie słyszysz? Tylko ktoś twojego pokroju mógłby powiedzieć takie słowa. Zresztą nieważne, nie będę z tobą rozmawiała, szkoda mojego czasu. Przekaż Remusowi, że dzisiaj nie będę się z nim uczyła, będę zajęta. - odwróciłam się na pięcie, marząc tylko o ciepłej herbacie, książce do eliksirów i Felixie, moim kocie. Nie spodziewałam się jednak, że na spełnienie się tego życzenia będę musiała jeszcze trochę poczekać.
- Liluś, nie irytuj się tak. I nie martw się, jeszcze cię zdobędę, a wtedy...
- Koniec tego, Potter! - ryknęłam, z szybkością światła wyjmując zza pazuchy różdżkę i podstawiając ją chłopakowi pod gardło. Jego wesoły uśmiech momentalnie znikł, ustępując miejsca obawie, czy na pewno rozsądnie postąpił. - Ignorowałam twoje głupie zaczepki, ale miarka się przebrała. Nie zniosę już dłużej docinek z twojej strony, po prostu z tobą skończę. Masz się do mnie nie odzywać, nie mówić nic skierowanego w moją stronę i po prostu zostaw mnie w spokoju. Rozumiesz?!
- Panno Evans! - przeklęłam w duchu, słysząc wzburzony głos profesor McGonagall, biegnącej w naszą stronę. - Proszę natychmiast odłożyć swoją różdżkę! Co to ma znaczyć? Myślałam, że jesteś bardziej odpowiedzialna!
- Pani profesor, ja... - próbowałam coś powiedzieć, wyjaśnić wicedyrektorce, że to ogromne nieporozumienie, żadne słowo nie wyszło jednak z mojego gardła. Nie potrafiłam nic wydusić z siebie, po prostu się zacięłam. Spuściłam głowę, czując wstyd.
- Szlaban, panno Evans. Pan Potter zresztą też. Niech pan tak na mnie patrzy, widziałam, co dzisiaj zrobiłeś z panem Blackiem. Przez dwa tygodnie będziecie się pojawiali w moim gabinecie o osiemnastej. Mam nadzieję, że nigdy więcej się to już nie wydarzy, tak, panno Evans i panie Potter?
- Tak... - mruknęłam. Byłam zła na siebie i na Pottera. Przecież to on zaczął! Rzuciłam mu ostatnie spojrzenie pełne gniewu, po czym prychnęłam cicho, zmierzając w stronę wieży Gryffindoru.